top of page

Polska tożsamość na emigracji. Między integracją a pamięciąEsej konkursowy z perspektywy prawniczki, Polki mieszkającej w Stambule 

I. Most

Poranek nad Bosforem ma kolor poruszonej stali. W uszach – duński podcast, na biurku – czarna turecka kawa. Za chwilę zacznie się dzień, w którym będę prowadzić rozmowy z polskimi przedsiębiorcami o tureckim prawie celnym, a potem – pisać w dwóch językach: polskim i tureckim, czasem trzecim, angielskim. Stambuł budzi się jak wielojęzyczna orkiestra – i w tej orkiestrze uczę się rozpoznawać własny rytm. Kim jestem? Polką na emigracji? Turczynką z wyboru? Europejką z serca?

Najbliższa jest mi metafora mostu. Nie tylko dlatego, że Bosfor spina dwa kontynenty. Most to ruch, nie metryka. To ćwiczenie równowagi: jedna noga stoi na pamięci, druga – na integracji.

 

II. Pamięć

Pamięć zaczyna się od języka. Gdy piszę „ojczyzna”, słyszę dawną frazę o powinności – nie cytuję jej tu z nabożności, lecz z codzienności. Ojczyzna bywa bowiem i wielkim zbiorowym obowiązkiem, i cichą, upartą troską. Jest w niej smak makowca i nuta Chopina, ale także brak – ten, który uruchamia listy, telefony, opiekę „na odległość”.

Pamięć to również geografia polskości rozrzuconej po świecie. W Turcji ma ona swoją osobną wyspę – Polonezköy, dawny Adampol, założony przez uchodźców politycznych. Kiedy spaceruję jego zielonymi ścieżkami, uderza mnie myśl, że polska historia to historia niestrudzonych przejść: z zaborów do niepodległości, z wygnania do tworzenia domów „gdzie indziej”.

W moim domu pamięć ma formę małych rytuałów. Wigilijne karpie zastąpiły lokalne ryby, ale opłatek wędruje z Polski, a kolędy wygrywają na telefonie. W kalendarzu jest 11 listopada – dzień zadumy, nie fajerwerków. Jest też 2 maja – flaga na balkonie, nie demonstracja. Tak obchodzona polskość nie krzyczy; stoi przy mnie jak cierpliwa siostra.

 

III. Integracja

Integracja nie jest rezygnacją. To sprawdzian praktycznej miłości do własnej kultury. Jeśli chcę, by Polka w Turcji była poważnie traktowana, muszę do polskości dołożyć znajomość tutejszych zwyczajów, prawa, języka, rytmu pracy. Integracja jest więc nauką – i pokorą wobec miejsca, do którego przyjechałam.

W mojej pracy prawniczki integracja oznacza przekład: nie tylko słów, ale systemów. Tłumaczę Polakom w Turcji tureckie przepisy, a Turkom – polską wrażliwość na prawo. Spotykam przedsiębiorców z Katowic, Gdańska, Rzeszowa i opowiadam im, jak działa wolna strefa, co znaczy pieczęć notarialna, jak przygotować pełnomocnictwo, aby było ważne tu i tam. Piszę dwujęzyczne opinie, prowadzę spotkania, czasem łagodzę emocje. Gdy trzeba, staję się adwokatką polskości – nie przez slogany, lecz przez rzetelność.

Integracja to również codzienne bycie z ludźmi. Pozdrawiam sąsiadów po turecku, uczę się ich świąt i smaków. Umiem zamówić herbatę w maleńkiej herbaciarni, pytam o zdrowie pani z warzywniaka. Znam po imieniu urzędników, a oni – moje polskie „ł”. W zamian dostaję coś więcej niż uprzejmość: poczucie, że polskość w Stambule nie jest egzotyczną wyspą, lecz częścią brzegu.

 

IV. Między

„Między” bywa najtrudniejszym słowem. W „między” łatwo się zgubić, łatwo też oskarżyć siebie  o zdradę. Zdarzało mi się myśleć: nie czuję się Polką w prostym sensie. Ale może właśnie o to chodzi, by polskość była rozmową, nie uniformem? Była wyborem – odnawianym każdego dnia, nie pieczęcią z metryki?

Gdy uczę się duńskiego – szukam w nim nie „ucieczki od”, lecz „przestrzeni dla”. Fascynuje mnie północna oszczędność, porządek słów, powściągliwość uczuć. W tej nauce nie ma zdrady Warszawy czy Krakowa; jest cicha praca nad byciem człowiekiem, który rozumie różne akcenty świata. W słuchawkach rozbrzmiewa język, którego moi pradziadkowie nie znali, ale którego nie muszę tłumaczyć mojej polskiej pamięci. Ona potrafi przyjąć go bez lęku.

 

V. Co to znaczy „promować polskość” za granicą?

Nie mam sztandaru ani munduru. Mam pióro, kodeksy i głos. Promowanie polskości to dla mnie kilka prostych czynności wykonywanych konsekwentnie:

  1. Język – publikuję dwujęzyczne artykuły o prawie, biznesie i kulturze pracy, by Polacy i Turcy mogli się spotkać w zrozumieniu. Tłumaczę złożone sprawy na proste słowa.

  2. Mosty gospodarcze – prowadzę prezentacje dla firm, które chcą handlować z Turcją. Uczę rzetelności: faktur, terminów, odpowiedzialności. Dobra reputacja Polaków powstaje z dobrych praktyk, nie z haseł.

  3. Wspólnota – pomagam rodakom w sprawach urzędowych, sądowych i życiowych. Wiem, jak boli bezradność przy tureckim okienku. Czasem największym gestem patriotyzmu jest zrobienie komuś miejsca w kolejce i wyjaśnienie formularza.

  4. Kultura osobista – nie wstydzę się akcentu, ale dbam o staranność. Nie narzucam się, lecz jestem obecna. Noszę w sobie Polskę tak, by inni chcieli ją poznać – i bym sama chciała ją cały czas rozumieć na nowo.

 

VI. Lekcja z Polonezköy

Kiedy jadę do Polonezköy, słucham starych opowieści. O ludziach, którzy przywieźli tu słowo „wolność”, choć nie mieli nic poza nim. O mszy po polsku i tureckiej gościnności. O dzieciach, które uczyły się dwóch alfabetów, żeby móc poruszać się między światami. Ta wieś jest jak żywa przypowieść o tym, czym jest polskość na emigracji: to nie kurczowe trzymanie się jednego brzegu, lecz umiejętność wracania, nawet jeśli dom stoi już w innym miejscu.

 

VII. Przemiana

Wyjazd zawsze jest ryzykiem: może nas rozcieńczyć albo – przeciwnie – skondensować. Ja doświadczam tego drugiego. Tam, gdzie jestem „między”, mój rdzeń staje się bardziej wyraźny. Doceniam polską ironię, upór, zdolność do improwizacji w sytuacjach bez wyjścia. Uczę się jednak od tureckich przyjaciół łagodności i wspólnotowości, a od Skandynawów – rzetelności i ciszy, której  w Polsce czasem brakuje.

Moja polskość nie boi się tych spotkań. Raczej – rośnie z nich. W prawniczej praktyce to widać gołym okiem: dziś łatwiej jest mi bronić wartości, z których wyrastam, właśnie dlatego, że poznałam inne. To paradoks: uczysz się własnego alfabetu, kiedy czytasz obce książki.

 

VIII. Trzy filary: język, rytuał, praca

Jeśli miałabym ułożyć praktyczną receptę na polskość na emigracji, brzmiałaby ona tak:

  • Język: mów po polsku, nawet jeśli mieszasz rejestry; pisz, nagrywaj, opowiadaj. Twój akcent jest świadectwem drogi, nie wstydu.

  • Rytuał: pielęgnuj święta i gesty, ale pozwól im oddychać nowym powietrzem. Barszcz może być z tutejszych buraków, a opowieści przy stole – międzynarodowe.

  • Praca: rób swoje porządnie. W świecie, w którym paszport bywa wizytówką, reputację polskości buduje jakość twojej roboty.

 

IX. Melancholia, która się przydaje

Emigracyjna melancholia nie jest chorobą – to czujnik. Dzięki niej szybciej wychwytujemy fałsz, „sztuczność formy”, z którą spierali się nasi pisarze. Melancholia przypomina, że nic nie jest dane raz na zawsze: ani język, ani kraj, ani relacje. Europejska historia nauczyła nas nie ufać zbyt prostym opowieściom. I dobrze. Ta nieufność jest częścią polskiego zdrowego rozsądku, który zabieram ze sobą do każdego urzędu i na każdą salę sądową.

 

X. Dla kogo ta opowieść?

Piszę ją z myślą o tych, którzy wyjechali i zbyt szybko słyszą: „Nie jesteś już prawdziwym Polakiem”. Odpowiadam: prawdziwe jest to, co jest wierne wartościom i otwarte na świat. Polskość, którą żyję w Stambule, nie jest muzeum, lecz żywą pracownią. Uczę w niej innych      i sama się uczę. Czasem z błędami, zawsze z intencją, by łączyć, nie dzielić.

 

XI. Zakończenie: most wraca do mostu

Wieczorem znów idę nad Bosfor. Na moście samochody są jak paciorki różańca – płyną,   a każdy niesie swoją małą modlitwę. Myślę o tylu Polakach rozsianych po świecie, których codzienne gesty – email do urzędu, godzina tłumaczenia komuś przepisów, wspólna szkoła sobotnia, koncert, spektakl, webinar – składają się na wielką, powolną pracę polskości.

Most nie pyta, kto ma rację. Most robi swoje: łączy brzegi. I może właśnie to jest odpowiedź na pytanie konkursu. Polska tożsamość na emigracji dzieje się „między” – ale to „między” nie jest żadną próżnią. To przestrzeń pracy, czułości i pamięci.

Gdy wracam do domu, odtwarzam w słuchawkach krótką melodię. Nie wiem, czy jest bardziej warszawska, czy skandynawska, czy stambulska. Wiem, że jest moja. I że w tej melodii są miejsca dla innych – tych z Polski i tych stąd. Wtedy rozumiem: najpiękniejsze w emigracji jest to, że może nauczyć nas być u siebie – dla innych.

 

Nota autorska

Autorka mieszka w Stambule, prowadzi dwujęzyczną praktykę prawniczą na styku polsko‑tureckiego biznesu, działa na rzecz polskich przedsiębiorców i Polonii w Turcji, a po godzinach uczy się języka duńskiego i biega po nabrzeżu. Jej zawodowa misja: budowanie mostów – między systemami prawa, między językami i między ludźmi.

 

 
 
 

Komentarze


+90 541-675-74-57

Siedziba: İzzet Paşa Mahallesi Yeni Yol Caddesi Nurol Tower Dış Kapı No:3 İç Kapı No:20 Büro No:602 Şişli/İstanbul 

Oddział: Başkent Emlak Konutları İlkbahar Mah. Doğukent Bulvarı D2 Blok No:37 Yıldız Çankaya Ankara

©2021 by JK Law & Consulting

Polityka Prywatności

bottom of page